wystawa pokonkursowa I Triennale Malarstwa ANIMALIS (I Ogólnopolski konkurs na obraz o tematyce zwierzecej)
powrót
powrot.gif (804 bytes)
1 grudzień 2008 r. - 28 styczeń 2009 r.
poniżej zdjęcia z obrad jury w dn. 25 października 2008 r.
teksty z katalogu towarzyszacego wystawie
oraz zdjecia z konferencji prasowej oraz wernisażu dn. 1 grudnia 2008 r.
W imieniu psa...

Psy nie miały tyle szczęścia, co koty. Malarze umieszczali je wprawdzie na obrazach, ale żadnym z nich nie zawładnęły tak, jak koty Balthusem...
Sam przymuszony trzydzieści lat temu przez wielkiego Leona Urbańskiego napisałem rzecz o kotach do opracowanej przez Pana Leona biblofilskiej książeczki wydanej przepięknie w 500 numerowanych egzemplarzach o ekslibrisach Andrzeja Kota, których tematem były głównie koty.
Pisałem bez przyjemności, jako że kotów nie tylko nie lubię, ale wręcz się ich boję. Podobnie kotów w malarstwie, które , jak kwiaty, nie wiadomo dlaczego zbyt często bywają pospolitym, sentymentalnym, naiwnym kiczem.
Cieszę się, że udało mi się w tym miejscu dokonać rehabilitacji i poświęcić kilka uwag psom. Mam do tego moralne prawo. W dzieciństwie cierpiałem bowiem za psią sprawę, a nawet poniosłem cielesną ofiarę. Gdy bowiem nieuważny motocyklista przejechał mojego Azora, postanowiłem sam wymierzyć mu sprawiedliwość i przez dwa dni ( tylko tyle mi się udało) rozrzucałem po jezdni tłuczone butelki mając nadzieję, że poniesie zasłużoną karę. Nie wiem, czy on poniósł, ja owszem ( w moim przekonaniu niezasłużoną).
Psy występowały w malarstwie od zawsze. Najczęściej dopełniały sceny rodzajowe. Wiadomo, że musiały towarzyszyć Dianie w czasie polowań, i nie tylko Dianie, bo również myśliwym. U Bruegela wyraźnie rysują się na śniegu ich sylwetki , gdy wracają z polowania.
Na piętnastowiecznych miniaturach francuskich leżą w ogrodach dworskich u stóp wytwornych państwa, towarzyszą awanturom małżeńskim u Hogartha, biegają w czasie porannych przechadzek ( Gainsborough), ładnie wyglądają na rodzinnych portretach ( nie tylko Angeliki Kauffmann), wypełniają wnętrza karczm czekając na łup (van Ostade), ale również plączą się po warszawskiej ulicy Miodowej na obrazie Canaletta.
Na szczególną wszakże uwagę zasługują te psy, które symbolizują prawdziwie psie cechy: wierność, oddanie, czujność, ale również przypisywane im zepsucie, wyrachowanie i cynizm...
Pies, podobnie jak ojciec, cieszy się z powrotu syna marnotrawnego. Poznał go od razu , jak psy powracającego Odyssa (Guercino, Syn marnotrawny). Tylko pies nie dał się nabrać braciom Józefa, którzy pokazują ojcu szaty brata. Intuicyjnie wyczuwa morderców (Velazquez, Jakub rozpaczający nad zakrwawionymi szatami Józefa). Przejmujący jest pies pochylony nad zabitą Prokris , który, podobnie jak jego pan, zamarł w przerażeniu ( di Cosimo, Śmierć Prokris).
Wierność małżeńską symbolizuje pies stojący u stóp małżonków Arnolfinich ( van Eycka).
Natomiast zgoła inaczej rzecz się ma u Fragonarda, gdzie pies poddaje się dwuznacznym zabawom z buduarową panienką. Na średniowiecznym arrasie (Luwr) wytworny młodzieniec podaje damie serce trzymane na dłoni. Ale jego prawdziwe zamiary zdradzają psy i króliki, które w tym przypadku symbolizują żądze cielesne. Zapewne dlatego, że zarówno psy, jak i króliki bezwstydnie oddają się prokreacji na oczach widzów...
W malarstwie religijnym psy nie cieszyły się sympatią. Zapewne za przyczyną Biblii, która nie roztkliwiała się nad psami nazywając pogan pogardliwie psami, a nawet wściekłymi psami. Psy uchodziły za zwierzęta nieczyste jako żywiące się padliną.
O ile na obrazie Lotta Zwiastowanie (1527) kot uciekający przed boskim zwiastunem nie budził zastrzeżeń, to pies namalowany przez Veronese`a w scenie Ostatniej wieczerzy wzburzył tak dalece Święte Oficjum w Wenecji, że wezwało ono artystę 28 lipca 1573 roku przed sąd Inkwizycji. Posądzano go, że uległ zgubnym wpływom niemieckiej reformacji, gdzie zaczadzenie herezją powoduje, że należy do rzeczy zwykłych naśmiewać się w ten sposób z rzeczy świętych.
Malarz już wcześniej malował psy. W Godach w Kanie Galilejskiej namalował ich kilka, ale tym razem sprawa stała się poważna, wręcz gardłowa.
Veronese bronił się w sposób, który budzi zastanowienie. Otóż powiedział: My, malarze, pozwalamy sobie korzystać ze swobody, z której korzystają też i poeci i ...wariaci.
Wydawało się, że dopiero w XIX wieku psychoanalitycy uznali związki między genialnością a obłędem. Van Gogh mógł sobie pozwolić na stwierdzenie : za moje malarstwo płacę ryzykiem życia, ono zabrało mi połowę rozumu. Okazuje się, że Veronese również.
Inkwizycja zażądała od malarza przemalowania psa na Marię Magdalenę. Artysta żądania nie spełnił sprytnie zmieniając tytuł obrazu na Ucztę w domu Leviego, celnika, u którego Chrystus – ku zgorszeniu faryzeuszy- jadł w towarzystwie grzeszników i co za tym idzie wszystko było możliwe. Nawet obecność psów.
W malarstwie europejskim występują psy szczególne, które spełniaja zadania czysto malarskie. Takim jest Pies zagrzebany w piasku Goi. Należy do tzw. czarnych obrazów, które artysta pod koniec życia malował na ścianach swojego domu. Później zostały one przeniesione na płótna i dziś Pies (134x80cm) wisi w Prado. Obraz jest ostatnim z tego ponurego, pesymistycznego cyklu. Ale nie to jest najważniejsze dla dziejów malarstwa, ale to, że pies stanowi pretekst do namalowania obrazu właściwie abstrakcyjnego.
Jego mała mordka wyłania się z ciemnego brązy, prawie czerni, i spogląda ku górze, ku rozległej płaszczyźnie wypełnionej gradacjami ugrów. Później podobnie będzie postępował Turner, który również nie miał odwagi zrezygnować z figuratywności i anegdoty, ale utopił ją w morzu barw.
W roku 1849 Courbet maluje Pogrzeb w Ornans. Obraz pogrążony w czerniach, ale po diagonali biegną biele. Z lewej strony obrazu są to białe stroje duchownych i koszula klęczącego, z prawej pointuje ten dynamiczny bieg biały pies, który jest plamą bieli, elementem malarskiej konstrukcji. Podobną funkcje spełnia czarny pies w Żonie króla Gauguina. Prawie płaski, odcina nagą kobietę od barwnego tła zieleni i żółci.
Słynny obraz Velazqueza Las Meninas , jeden z najciekawszych w Prado, zainspirował Picassa w 1957 roku do licznych wariacji na jego temat. Na pierwszym planie u Velazqueza jest duży, brązowy pies. On również spełnia funkcję malarską. Równoważy kolorystycznie konstrukcję. Picasso w swoich wariantach również psa wprowadza do gry. W zależności od kolorystyki poszczególnych obrazów z damami dworu, również pies, który u Picassa sprowadzony jest do płaskiej formy, przyjmuje kolor biały, brązowy, szary lub zielonkawy.
Jest jeszcze pies, którym zainteresowanie wymusił na mnie na studiach nieodżałowany profesor Michał Walicki.
A mianowicie święty Krzysztof...
Należał on bowiem, wedle wczesnochrześcijańskiego mitu, do plemienia psiogłowców.
Izydor z Sewilli (560-636) w swojej Etymologii pisał o nich: Anubisy zwą się w ten sposób jako mający głowę psa, a także dlatego, że ich ujadanie czyni je bardziej zwierzętami niż ludźmi. Rodzą się one w Indiach.
Wiara w psiogłowców była w średniowieczu bardzo silna. Na dwunastowiecznym portalu kościoła Ste Madeleine w Vezelay wśród różnych plemion na ostatnim miejscu stoi para psiogłowców.
W Muzeum Bizantyńskim w Atenach znajduje się bardzo piękna ikona z 1685 roku Świetego Krzysztofa z głową psa. Legenda głosiła, że wywodził on się od egipskiego boga Anubisa z głową dzikiego psa.
Psiogłowcy byli bardzo popularni i licznie reprezentowani na staroegipskich freskach. Spełniali odpowiedzialną pracę: więzili i zbijali wrogów światła. Jeśli uznamy, że światło rozumiane było metaforycznie, jako przeciwstawne ciemnocie, nietolerancji, nieuctwu, arogancji intelektualnej, należałoby się modlić, aby psiogłowcy powrócili na ziemię. U nas jest na nich szczególne zapotrzebowanie.

Andrzej Matynia


Po co malować zwierzęta? Czy istnieje jakikolwiek istotny powód by poświęcać tej czynności uwagę? Może należy pozostawić to w półmroku prywatności, w coraz potężniejszym rezerwacie hobby, który rozrasta się błyskawicznie w bezpańskiej przestrzeni publicznej. Przestrzeń publiczna – jeden z najpotężniejszych fetyszy współczesności – jest coraz bardziej zatłoczona. Zatłoczona prawie bez wyjątku ludźmi. Świat ludzi, i ich problemy wypełnią każdą wolną chwilę aż po horyzont. Pojawiające się tu i ówdzie prześwity, chwile wolności, puste miejsca zapełnia w ułamku nanosekundy spowijająca nasz gatunek i gęstniejąca z każdym terabajtem technosfera. Rola zwierząt jest coraz mniej dostrzegalna . Dostarczają wciąż mięsa, krwi, mleka ale nikt (oprócz hobbystów i performerów) od co najmniej stu lat nie zawraca sobie głowy pozyskiwaniem i obrabianiem ich kości, rogów, skór, jelit. Nadal dostarczają przyjemności od najprostszych jej form - głaskania- po te bardziej wyrafinowane. Dlatego bywają bohaterami tabloidów, jako scena dla naszego wyrafinowania, przedmiot specyficznie ludzkiego kunsztu – techne, który istotnie wyróżnia nas z pośród innych mieszkańców planety.
Czy nie jest to jednak zbyt mało by poświęcać zwierzętom uwagę i miejsce w środku miasta? W nazwie instytucji goszczącej tą wystawę wyróżniono miasto. Jest to wynalazek typowo ludzki i dla ludzi przeznaczony, wyłącznie dla ludzi. Nie ma znaczenia czy jest to śląskie miasto Chorzów czy sumeryjskie Uruk miasto to kawałek świata odgrodzony murem od tego co nie ludzkie, od duchów, od zwierząt, od zmarłych. Wybór takiego tematu jest chyba zuchwalstwem. Co gorsze zuchwalstwem, które nie zostanie raczej zauważone. Tylko raz jeśli wierzyć biblijnemu mitowi udało się wprowadzić zwierzęta w sam środek ludzkiego świata. Tylko przez niewiele dłużej niż czterdzieści deszczowych dni udało się zwrócić i skupić uwagę ludzi na zwierzętach. Miejska Galeria Sztuki w Chorzowie zamierza eksponować obrazy zwierząt dłużej niż wzbierały wody potopu. Deszcz obrazów jaki dzień w dzień siąpi we wszystkich możliwych medialnych ekranach odgradzających ludzkie miasto szczelniej niż mur zatopi wszystkie zgromadzone w galerii zwierzęta niepostrzeżenie.
Gdyby nie godna starotestamentowego zapału Noego liczba zgłoszeń nie warto byłoby brać udziału w tym przedsięwzięciu. Skoro tylu ludzi przygląda się zwierzętom na tyle uważnie, że wystarcza to do namalowania ich obrazu musi w tym pozornie anachronicznym zajęciu tkwić coś wciąż godnego uwagi.
Być może to empatia. I to w swoim najszerszym rozumieniu, przekraczająca granice nie tylko miasta ale całego gatunku. Empatia, która każe nam szukać spojrzenia, głaskać, w absurdalnym geście pukać w szybę akwarium. Empatia, zdolność do jej manifestowania jest tym co czyni życie w świecie ludzi ludzkim. Tym co decyduje o jakości życia w obrębie oikumene. Empatia jest zawiązką najważniejszej miejskiej infrastruktury- sieci sympatii od której zależy spójność polis. Jeśli ta sieć jest mocna, jeśli miasto stwarza wiele okazji dla jej dostrzegania potrafi je zamienić w prawdziwą a nie jedynie rozmiarową metropolię. Dlatego warto ją ćwiczyć przy każdej okazji. Istota sztuki, zwłaszcza sztuki współczesnej odwołuje się do tego ćwiczenia .
Choć równie prawdopodobne, że jest to coś jeszcze starszego od empatii. Coś co przytrafiało się już australopitekom skradającym się na dwóch nogach w stronę niepewnej jeszcze antropogenezy. Coś co piętnaście tysięcy lat temu prowadziło rękę malujących zwierzęta na ścianach Altamiry równie pewnie i bezbłędnie jak rękę ciskającą w takie same zwierzęta włócznie. Wobec zwierzęcia, aprzeciw zwierzęcia odzywa się w nas instynkt. Wystarczy, że raz stanęliśmy oko w oko, czy oko w ślepia zwierzęcia, a będziemy długo pamiętali ten szczególny stan napięcia, uwagi, wyostrzenia naszego spojrzenia, które nie może nas zawieść, bo od tego zależy nasze bezpieczeństwo. Oczywiście nie jest to sytuacja dziś powszechna, zdążyliśmy wyhodować mnóstwo zwierząt, na które śmiało można nie zwracać uwagi. Wystarczy jednak spotkać coś innego od kury, ratlerka, gołębia, jamnika, karpia, coś co ma paszczę, żądło, jad aby dogłębnie uświadomić sobie na czym polega odmienność patrzenia uważnego i patrzenia codziennego, od niechcenia. Jest to najprostszy sposób by zrozumieć na czym polega sekret spojrzenia artysty. Zarazem to źródło mimetyczności sztuki. Doprawdy trzeba trafu by komuś tak uważnemu i ostrożnemu w doborze słów jak Hans-Georg Gadamer nigdy nie zdarzyło natknąć się znienacka na szczerzącego kły dobermana. Gdyby się zdarzyło raczej nie padły by te słowa: „Jedno jest pewne dla obecnej twórczości malarskiej, mianowicie stosunek przyrody i sztuki stał się w niej problematyczny. Sztuka zawodzi naiwne oczekiwania obecności obrazu. Nie można powiedzieć co jest jego treścią, tak że wszyscy doskonale rozumiemy kłopot artysty, który mając ochrzcić obraz słowami ucieka się w końcu do abstrakcyjnych znaków, cyfr. Oto stary klasyczny stosunek sztuki i natury, stosunek mimesis- nie istnieje.” Wobec bestii pierzchają wszelkie abstrakcje, pozostaje śmiertelnie poważny realizm, w którym nie ma czasu na jakąkolwiek „problematyzacje”. A jedyne co możemy zrobić to paniczne i zarazem mimetyczne naśladowanie lęku australopiteka. Spotkanie ze zwierzęciem, dostrzeżenie że zwierzę nas dostrzegło potrafi przywrócić naszemu spojrzeniu nieco stępioną ostrość. Potrafi postawić nas w sytuacji granicznej, na samej krawędzi naszej kondycji, skąd widać wyraźnie, że określające nas: animal rationale lepiej tłumaczyć, zamiast mdłym „zwierzę rozumne” ostrzejszym „ bestia rozumna”, a co najmniej „bydlę rozumne”. Tylko wtedy zakreślamy całą przestrzeń naszej ludzkiej natury.
Wybór takiego tematu dla prezentowanej wystawy i zamysł uczynienia z niej imprezy cyklicznej ma znamiona uderzającej trafności. W miarę rozrastania się choćby wirtualnej kolekcji prac obrastania jej przez poświęcone im teksty powstanie w Chorzowie unikalne narzędzie pozwalające dotrzeć głęboko pod potoczne znaczenie słów takich jak: sztuka, mimetyczność, realizm, wyobraźnia, zmyślenie, instynkt, prawda.
Gadamer zacytowaną powyżej uwagę umieścił w tekście zatytułowanym „O zamilknięciu obrazu”. Gdyby mógł teraz odwiedzić Miejską Galerię Sztuki przekonałby się, że wiszą w niej i takie obrazy psów, które przymilnie i cicho miauczą i takie portrety kotków które groźnie warczą. A które to są warto, nie zwracając uwagi na werdykty jury usłyszeć na własne oczy.


Krzysztof Cichoń

--------------------------------------
1 Choć krócej niż opadały.
2 Na konkurs zgłoszono 466 prac.
3 Trudno poważnie traktować tezę, że imponująca liczba uczestników tego konkursu jest wyłącznie skutkiem finansowej kalkulacji i chęci zdobycia nagrody. Skoro konkursy o takiej tematyce są równie częste jak potop, a szanse na nagrodę jeszcze mniejsze taka metoda zarobkowania daleka byłaby od racjonalnej skuteczności.
4 To prowadząca w stronę sympatii empatia a nie prawo cywilizuje świat ludzki. Oczywiście jest to myślenie życzeniowo- utopijne, ale znów odwołując się do najbardziej w języku polskim utopijnej sytuacji nawet najbardziej szaleni alegoryczni interpretatorzy Arki Noego w rodzaju Athanasiusa Kirchera czy Johna Raya nie posuwali się do twierdzenia, że tym co zapewniło pokojową koegzystencję w jej ciasnym jak współczesność wnętrzu było prawo. Przynajmniej nie prawo ludzkie, ograniczone do tego co racjonalne. Musiało to być coś głębszego, przekraczającego rozróżnienie na ludzkie i nieludzkie. Czymś takim nadal próbuje być sztuka. Sztuka, która powinna służyć do wypróbowywania utopi, powinna próbować sięgać dalej niż różnego rodzaju zwyczajowe prawa. Dlatego chorzowska Galeria Sztuki z powodzeniem może być kolejną figurą Arki Noego.
5 Odwoływanie się do empatii jest ważniejsze dla sztuki niż choćby tradycyjnie z nią łączona
„nauka o pięknie”, do praktykowania której nawoływał Zbigniew Herbert. Kto chce zgłosić akces do pokrewieństwa z Panem Cogito nie powinien zaniedbywać rozmyślań o związkach między empatią a pięknem.
6 Hans- Georg Gadamer, O zamilknięciu obrazu, [W:] Estetyka w świecie, wybór tekstów i red. M. Gołaszewska, Kraków 1986, t.2, s.55.
7 Wielka szkoda, że nie dowiemy się czy uznałby tą sytuację za potwierdzenie czy zaprzeczenie swojej głównej tezy, że nie ma wyjścia poza mowę.
Galeria otwarta pon.-pt. 10.00-18.00 oraz w sob. 10.00-14.00
281990